sobota, 21 listopada 2015

686/ walczę ze zmierzlotą dobrą lekturą.

Dzisiaj taki post wcale nie ślubny, ale i takie będą.
Od kilku dni walczę z totalną zmierzlotą, z deprechą jesienną.. Pierwszy krok już za mną- czyli przyznanie się do stanu obecnego. Koniec z wypieraniem go!
Od zawsze i chyba już na zawsze moim lekarstwem na wszystko jest książka. Dobra książka.
Parę lat temu zaczęłam lubować się w opowieściach o ludziach z Karoliny Północnej. W sumie to romansach. Przeżywałam z nimi wszystkie mniej lub bardziej ważne wydarzenia, płakałam kiedy umierał im ktoś bliski, uśmiechałam kiedy mężczyzna robił swojej ukochanej niespodziankę, drżałam kiedy ktoś był w niebezpieczeństwie.
I wiecie co właśnie w tym momencie sobie uświadomiłam? Wcale nie odkryłam Nicholasa ( bo o Sparksie tutaj mowa) kiedy natknęłam się na jego pierwszą książkę, ale wtedy kiedy pierwszy raz obejrzałam film "Szkoła uczuć". No dziewczyny.. która z was nie zna historii nieśmiałej Jamie Sullivan, córki pastora i największego 'bedboja' w mieście Landona Cartera? Chyba wszystkie.
Niedługo potem dowiedziałam się, że scenariusz powstał na podstawie powieści "Jesienna miłość" Nicholasa Sparksa, który ( i tutaj powiem taką ciekawostkę) sam pisał i nadal pisze scenariusze do wszystkich ekranizacji swoich książek.
Po "Szkole uczuć" był "Pamiętnik" ( też pewnie wszystkim znany) i w tym momencie stałam się prawdziwą fanką jego twórczości. Jak na prawdziwego mola książkowego jednak wolę czytać niż oglądać. W książkach jest więcej treści i pracuje wtedy nasza wyobraźnia. Chociaż powiem szczerze .. obsada, gra aktorska, scenografia w każdym filmie zaspokajają w 100 % moje oczekiwania. Uwielbiam wracać do nich po jakimś czasie tak jak i do książek. Nicholas jest autorem dziewiętnastu powieści, dziesięć trafiło na duży ekran (jedenasta trafi w walentynki 2016 roku ).
Akurat jestem w trakcie czytania "Dla Ciebie wszystko", po raz drugi. Lekka, wciągająca lektura, może nie ma już tego efektu "wow" na końcu, ale jest idealnym lekarstwem na chandrę.
Nie powiem wam, która jest według mnie najlepsza bo wybór ciężki. Bardzo podoba mi się w nich to, że zazwyczaj nie ma tak zwanych happy endów, a jak już wspominałam jestem zawodową beksą więc poszlochać ( jak to?? nie ma takiego słowa?? ) lubię.
Bezapelacyjnie .. Sparks jest moim ulubionym pisarzem.



Więc dziewczyny, jeśli przechodzicie aktualnie teraz to co ja, jeśli kompletnie nie macie pomysłu na siebie, na wieczór, na spędzenie weekendu to polecam przyjaźń z twórczością Sparksa. Mi pomaga .. a jeśli ja -"największa maruda na tej półkuli" wymiękam.. to i wam pomoże! 




ps. Żeby nie było, że tak kompletnie bez tematyki mojej ulubionej - milion razy próbowałam sobie wyobrazić scenariusz podobny do tego jak w książce "Ślub" .. i wiecie co.. może moja wiara w K. jest zbyt mała ... ale obawiam się, że z powodu kompletnego nieogarnięcia zapamiętałabym to wesele do końca życia - i to chyba nie z pozytywnych rzeczy ! :D

0 komentarze:

Prześlij komentarz




zBLOGowani.pl