wtorek, 28 czerwca 2016


Dosłownie wczoraj zostałam zaskoczona prywatną wiadomością na facebooku z propozycją...współprowadzenia bloga ślubnego! Nie wiem czym sobie zasłużyłam na takie wyróżnienie, nie mniej jednak pomyślałam, że to może być świetna przygoda, żeby tworzyć coś w tandemie :)
Może bardzo krótko kilka słów o mnie. Będę na blogu pisać jako suncaroll. Do ślubu od dziś zostało mi (nam) 12 dni, także jesteśmy już na finiszu. Organizujemy wesele na 100 osób. Mam 28 lat i uwielbiam dzielić się swoimi spostrzeżeniami i emocjami z innymi.

Może po trochu jak to wygląda z mojej perspektywy na trochę ponad tydzień przed ślubem.. Powinnam chyba zacząć od tego, że właściwie cały czas przygotowań mijał dobrze i bezstresowo. Ale od niedawna stres zaczął udzielać się nawet mnie (a już myślałam, że to nigdy nie nastąpi). Dopinanie listy gości było jednym z najbardziej stresujących momentów, kiedy trzeba było dzwonić, prosić o potwierdzenia i gdy, o zgrozo, kolejne osoby odmawiały. Były chwile przykrości i zwątpienia, bezsilnej złości, bo przecież tak się staramy. Wszystko mieliśmy dobrze rozplanowane, to co tylko się dało robiliśmy dużo wcześniej, ale nie dajcie się zwieść, na miesiąc przed robi się na wszystko strasznie mało czasu, bo nagle wszędzie trzeba zadzwonić, ze wszystkimi spotkać i ustalać szczegóły, coś dokupić, coś przećwiczyć, nic nie zapomnieć ;) Nie jest to może duży stres spędzający sen z powiek, ale to akurat sprawa bardzo indywidualna. Wreszcie zaczyna też do mnie z dużą wyrazistością docierać, że za chwilę nasz ślub, że tym razem nie będziemy biernymi obserwatorami, tylko wszystko będzie się kręciło wokół nas, a reszta będzie obserwować. To budzi takie podekscytowanie i jednocześnie lekką tremę (no chyba, że ktoś akurat przepada za byciem w centrum zainteresowania, my akurat nie bardzo :P ). Na pewno warto na każdym etapie, również tym już końcowym w dalszym ciągu znajdować czas dla siebie jako narzeczeni, bo te przygotowania i stresy potrafią tak przygnieść, że mogą zdarzać się zgrzyty, a nie o to chodzi, tylko o to by się cieszyć z tego tak samo jak w momencie zaręczyn. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że prawdziwa jest nazwa bloga: "keep calm, it's only a wedding!". Trzeba właśnie zachować spokój, bo wszystko ostatecznie będzie dobrze, nawet jak nie będzie idealnie według planu :) Ja sobie cały czas powtarzam, że nie ma sensu denerwować się rzeczami na które nie mam żadnego wpływu jak pogoda, makijaż czy opinia jakiejś ciotki.

Z drugiej strony fakt, że za 2 tygodnie będę już żoną jest też w pewnym stopniu taki surrealistyczny dla mnie i narzeczonego. Oglądam ostatni reportaż ślubny naszego fotografa, dołącza się mój T. Oglądamy razem, a za chwilę on mówi:
- Nie wyobrażam sobie, że to my jesteśmy na takich zdjęciach.. a Ty?
- (Ja) No ja właśnie też sobie tego nie wyobrażam! Oni wszyscy są tacy ładni, ja nie wierzę, że to nas zaraz też czeka i za dwa tygodnie będziemy oglądać swoje..
- To już za dwa tygodnie? A ja nie dałem garnituru do skrócenia! A co jak nie zdążą mi go skrócić? Ej jedziemy tam jutro!

Naprawdę, chyba pierwszy raz widziałam go tak spanikowanego i tak uspokojonego jak się dowiedział, że skrócenie potrwa jakieś 3 dni. Mężczyznom też się udziela, też przeżywają :)
Także wszystko już niemalże dopięte na ostatni guzik. Rozmowy z florystką i DJem zakończone dobrze, na sali ostatnie telefony zostały, sukienka do odbioru za tydzień (trochę luźniejsza niż na przymiarce miesiąc temu, pilnuję by nie schudnąć, bo jest na zamek!), odliczam dni do urlopu. Trzymajcie kciuki!


środa, 22 czerwca 2016

W miniony weekend miałam okazję po raz pierwszy uczestniczyć w czymś co nosi nazwę standing party. Tłumaczyć chyba nikomu nie trzeba, że jest to po prostu impreza "na stojaka".
Dla mnie- traumatyczne przeżycie.

Moja firma postanowiła zorganizować nam imprezę na obrzeżach stolicy, w przepięknym hotelu, w fajnej lokalizacji, z miłą obsługą i przyjaznymi dla oka i ciała pokojami.. niestety jak to bywa w takich sytuacjach - nie wszystko mogło być idealne.
Po obiedzie, który był jak znalazł po sześciogodzinnej podróży ( tak na marginesie pierwszy raz trasę Katowice- Warszawa pokonywałam w takim czasie ;/ ) i po całkiem interesującej konferencji przyszedł czas na kolację i "potańcówkę".
Od razu zaznaczę, że nie należę do zbyt leniwych osób i chwilę postać to ja mogę, nawet i dwie... ale jedzenie na stojąco jest dla mnie czymś kompletnie bez sensu. Tak więc na 300 osób postawili 6 stolików (które były na wysokości mojego biustu, a do zbyt niskich osób nie należę) i radź sobie człowieku... machaj tymi sztućcami w tłumie znajomych dookoła i nie wybij nikomu oka tym widelcem.. aleeee najpierw znajdź jakąś wolną powierzchnię na położenie talerza... i tutaj użyję słowa, które najlepiej oddaje to co czułam - Masakra!
Tak więc trochę "podziubałam" makaronu ze szpinakiem (zaznaczam, że jestem jego fanką w każdej postaci) , kurczaka w pysznym sosie oraz szparagów i... odłożyłam talerz na bok. Z bólem serca, ale jednak.
Po godzinie tańców i uporczywego szukania miejsca, gdzie chociaż na chwilę można przycupnąć, czułam jak moje nowe szpilki palą mi się na nogach,  które po prostu zaczynają odmawiać posłuszeństwa.

I w całej tej złości, w zażenowaniu jakie mnie powoli ogarniało wyobraziłam sobie, że idę na wesele, które właśnie jest "standing party", co gorsza wyobraziłam sobie, że takie coś organizuję..

Następnego dnia, kiedy emocje opadły a nogi odpoczęły postanowiłam zapytać wujka google co on o tym sądzi..
"Bo impreza będzie krótka, bo mało kto się lubi dlatego nie chcę sadzać gości przy wspólnych stolikach, bo ładnie to wygląda, bo nowocześnie.." czytam czytam i oczom nie wierzę.
Prawda jest taka, że z każdej sytuacji można znaleźć wyjście, ale błagaaam was... wesele na stojąco?

Ja naprawdę nie jestem wybredna, jak już wspomniałam nie jestem też leniem, lubię ciekawe rozwiązania ale nie róbcie tego swoim gościom.
Jedzenie w pozycji pionowej naprawdę nie jest dobrym rozwiązaniem. Nawet jeśli impreza ma trwać godzinę, umożliwcie swojej rodzinie i znajomym odpoczynek.
A przede wszystkim zanim zdecydujecie się na "stojące wesele" sami wybierzcie się na coś podobnego.

Nie jest to nic przyjemnego, według mojej skromnej osoby nie jest to nawet przyjazne dla oka.
A jeśli jednak - już postanowiliście, to zadbajcie o jakiekolwiek ławki/krzesła/kanapy, które posłużą waszym gościom jako "zbawienne" miejsce do odpoczynku.

Podsumowując powiem jedno : JESTEM STANOWCZO NA NIE!

zdj. http://nymag.com/weddings/planner/2008/summer/standingdinner/
  



wtorek, 7 czerwca 2016

Znów trochę mnie tu nie było.
Koniec miesiąca więc w pracy trochę młyn... "benchmark" musi się zgadzać, plan musi być.. a co z moimi ( a raczej naszymi) planami?Bez zmian! Ale nic nie zmieniło się również jeśli chodzi o postęp w organizacji wesela.
Już jakiś czas temu wspominałam wam, że szukamy ekipy foto-video. I może was zaskoczę ale.. ale nadal jej szukamy. Tak przy okazji.. ma ktoś z was namiar na braci ( tfu siostry!) Wachowskie? Bo na tym etapie rozkładam ręce i myślę, że tylko one spełniłyby oczekiwania mojego K.
Drony, efekty "słołmoszion" i takie tam inne kwestie muszą być na wysokim poziomie.
Szczerze mówiąc ja wybrałabym już jakiś miesiąc temu, niestety zderzyłam się ze zdaniem "to jest nasze wesele kochanie". I tak sobie stoję przed tą "ścianą" i kombinuję dalej. KOMBINUJEMY!

Z ciekawostek powiem, że w tym nawale obowiązków "końcowo miesięcznych" przerobiłam mój skromny organizer ślubny, który był zwykłym zeszytem w całkiem  niezłą księgę. Od jakiegoś czasu chowałam po różnych teczkach, koszulkach i segregatorach wycinki z gazet, podrukowane zdjęcia z internetu itp. i postanowiłam gdzieś to umieścić, powklejać.. i pochwalę się wam za jakiś czas. Obiecuję. Czasem warto wziąć się za porządki bo wychodzą z tego całkiem przyzwoite rzeczy. :)

Przy okazji tego mojego ślubnego "rękodzieła" zdecydowałam, że wiele elementów dekoracji wykonam sama. Kwestia wazonów, papierowych kuli, oświetlenia i nie tylko staje mi się już tak bliska, że obudzona w środku nocy wymienię wam wszystkie strony internetowe gdzie można znaleźć perełki.
Sama też chcę zając się winietkami, zaproszeniami i prezentami dla gości.
Pomysły są, zapał jest- oby nie zmalał! :)
Czy ja kilkanaście zdań temu napisałam, że nic nie ruszyło do przodu? Czytam właśnie to co napisałam i oczom nie wierzę..  Ciągle ruszam do przodu! Oby tak dalej. :)

W tym natłoku spraw i obowiązków znaleźliśmy ostatnio też czas na mały wypad do Zakopanego.
Akumulatory więc naładowane... czas szukać kamerzysty i fotografa! :)


Miłego wieczoru kochane ! Takiego jak mój! :)








zBLOGowani.pl