środa, 17 sierpnia 2016

39/ Kopertowy zawrót głowy


Pewna dyskusja na forum natchnęła mnie do napisania tej notki. Mam na myśli temat niezmiennie powracający w rozmowach i dyskusjach, a mianowicie KOPERTY
Niemal każdemu, kto przygotowuje się do ślubu ten temat mniej lub bardziej przemknie przez głowę. Niektórzy wręcz wyliczają i obliczają co będą mogli z kopert zapłacić, czy wesele im się zwróci, czy nie. Pytanie to nie mniej nurtuje zresztą gości weselnych - ile się daje? Ile to dużo, ile mało? Ile wypada, żeby nie nazwano nas sknerą? W końcu jak to wygląda z perspektywy osoby, która już koperty otworzyła i zobaczyła co tam się kryje?

A więc od początku. Prezenty to temat zawsze trochę niezręczny. Nie od dziś wiadomo, że organizacja ślubu i wesela to kosztowna "zabawa", stąd wszelkie wybory kręcą się wokół (zazwyczaj ustalonego) budżetu. Nic więc dziwnego, że dzisiaj młodzi preferują prezenty mieszczące się w kopercie. I wierzcie mi, goście sami o tym doskonale wiedzą. Ogromnym nietaktem w moim odczuciu jest podkreślanie w zaproszeniu, że chcemy dostać pieniądze. Zwyczajnie to nie wypada i może się odbić czkawką. Za to jeżeli ktoś już nas zapyta warto być szczerym, bo wygląda na to, że osoba jest nam na tyle bliska, że nie ma się czego wstydzić. Mnie kilka osób o to pytało i szczerze odpowiadałam, że wolimy choćby drobną, ale gotówkę, niż sprzęty, których mamy już dosyć sporo. 

Jedna z najważniejszych moim zdaniem kwestii - nie liczmy na te koperty, nie kalkulujmy ile będzie tam gotówki. Nie nastawiajmy się. Podejście materialistyczne niemal nigdy się nie sprawdza. Uważam, że najlepiej zrobić takie wesele, na jakie JEST NAS STAĆ NA ETAPIE PLANOWANIA. A więc jeżeli nie stać nas na pałac 250 zł od talerzyka, to nie róbmy tam wesela licząc, że goście zwrócą w kopertach. Podobnie z atrakcjami, fotobudkami, sztucznymi ogniami, barem, świniakiem i tak dalej. Wybierajmy to, za co będziemy w stanie zapłacić. Nie możemy liczyć na to, że zaczniemy rozpowiadać jakie atrakcje szykujemy i tym samym koperty będą "grubsze". A goście prezenty wręczają zazwyczaj na początku wesela, więc nawet jeśli ich najlepiej na świecie zaskoczycie, to już nic nie dołożą. Nie bawmy się więc ponad stan, żeby nie wylądować potem z kredytem na wspólny początek, bo miało być "wymarzone" i karoca z białymi końmi (specjalnie trochę przesadzam :P). 

Kolejna kwestia - ile wypada dać w kopercie jako gość? Otóż nie ma żadnej z góry określonej "stawki". Nieoficjalnie przyjęło się, że staramy się dać w kopertę równowartość talerzyka + odrobinę ponad ta kwotę. Najczęściej więc wychodzi to ok. 300-500 zł za parę. ALE! To nie oznacza, że jak nasz talerzyk kosztuje 350 zł to goście mają obowiązek dać 700 od pary i nie mamy prawa na to liczyć. Generalnie uważam, że w ogóle nie mamy prawa liczyć. Zapraszamy gości, przynajmniej my tak robiliśmy, aby byli z nami tego dnia. Dwie ciocie nie chciały przyjść, bo nie mają pieniędzy, ale po wytłumaczeniu, że ważniejsze dla nas jest żeby były, zgodziły się przyjść i przepraszały mówiąc, że prezent dostaniemy, ale kiedyś w przyszłości. Sytuacje są różne, ludzie są różni. My zazwyczaj idąc na wesele dajemy 500 zł. Sama z takiego prezentu także byłam zadowolona. 

A ile rzeczywiście można dostać? No cóż, powiem jedynie, że najlepiej się nie nastawiać, a można się wtedy przyjemnie zadziwić. My byliśmy w szoku jak hojnych mieliśmy gości, czego się naprawdę, absolutnie nie spodziewaliśmy. Nie, żebyśmy spodziewali się chytrości, po prostu nie pochodzimy z bogatych rodzin, które mają dużo pieniędzy, stąd nie nastawialiśmy się na prezenty. Mieliśmy tylko nieśmiałą nadzieję, że w większej połowie zwróci nam się sala. Za salę z dodatkami (drink bar, fontanna czekolady, stół wiejski) zapłaciliśmy 19 000 zł. Jakie było nasze zdziwienie, gdy prezenty nie dość, że pokryły CAŁĄ kwotę na salę, to jeszcze znacznie ją przekroczyły... Nie mogłam powstrzymać wzruszenia. 
I teraz dla zaspokojenia ciekawości: największe jednorazowe kwoty w kopertach: 5000 zł, 3200 zł, 2000 z, 1500 zł, 1000 zł. Najmniejsze kwoty: 200 zł. Nie było ani jednej pustej koperty. Nie znaleźliśmy żadnych pociętych gazet. Nie było takich historii. Wesele na 100 osób zwróciło nam się w 2/3, to tak jakbyśmy wydali na nie ok. 10 tys. Ale wesele weselu nierówne, więc nie traktujcie tego proszę jako jakiegokolwiek wyznacznika. Wszystko zależy od tego jakie macie rodziny, na ile jesteście lubiani, jaka jest aktualna sytuacja poszczególnych osób. Dla porównania na weselu bliskiej osoby, 200 gości, kwota całościowa z kopert była zaledwie kilka tys. większa niż u nas. Także nie ma zasady. 

Mam nadzieję, że temat wyczerpałam, a w razie pytań zapraszam do komentowania. Tak czy inaczej życzę każdemu tylko miłych rozczarowań i przede wszystkim nie skupiania się na pieniądzach, bo to powinna być rzecz zupełnie nieważna, bo to WY decydujecie się organizować wesele :)

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Od zawsze byłam  osobą, która nie lubiła nacisku jakie próbowało na mnie wywierać otoczenie. Przekładało się to na wszystkie możliwe sfery życiowe. Zawsze chciałam  wszystko inaczej, po swojemu a często nawet na odwrót aniżeli wszyscy oczekiwali. Mam wrażenie że moi rodzice popełnili ogromny błąd nazywając mnie Karolina, Zosia ( "samosia" ) myślę, że pasowałoby idealnie !
Dodatkowo mam alergię na wtrącanie się w czyjeś sprawy, decyzje, w nachalnych próbach układania komuś życia.
Tak więc ostatnimi czasy coraz częściej zaczynają mnie irytować pewne sytuacje, osoby ( i to często gęsto wcale nie te nam najbliższe ), które wszystko wiedzą lepiej, bo one przecież to przeżyły, nawet jeśli to było naście(dziesiąt) lat temu, one wiedzą że październik to fatalny wybór, kolor ecru nie symbolizuje czystości a wesele 100 km od domu to totalna pomyłka. AHHHHHHHHH!

Zdarza mi się budzić rano, zwłaszcza kiedy mogę się wyspać ( tak jak dziś, btw. kocham długie weekendy), kiedy mam trzeźwy wypoczęty umysł i... zastanawiać się a co by było gdyby tak...
znaleźć lot w piękne miejsce, spakować walizkę, uciec, założyć sobie obrączki i przyrzec dozgonną miłość w sprzyjających nam ( a przede wszystkim naszym emocjom) okolicznościach. Nie mieć zdjęć, nie mieć filmów, nie mieć wesela, rodziny i przyjaciół wokół siebie ale mieć... mieć to na czym nam obojgu zależy, siebie.
Na pewno uniknęlibyśmy wielu sprzeczek, na które oboje nie mamy ochoty, wielu uwag które jednak puszczamy kątem ucha ale wiem, że też wiele byśmy stracili.
Gdybym zrobiła listę za i przeciw pewnie gdzieś by się to równoważyło ale obecność niektórych osób jest dla nas tak ważna, że jednak wracamy na ziemię i kontynuujemy to co zaczęliśmy.

Życie nie raz będzie nas kusiło, będzie stawiało pod ścianą  ale najważniejsze to trzymać się tego co założyliśmy i nie dać się zmanipulować.
:)


Ps. Trzymajcie kciuki żebym w Toskanii za miesiąc nie obudziła się z mniej trzeźwym umysłem bo opcję znalezienia miejsca, lotu i spakowania walizki będę miała już z głowy! I dopadnie mnie choroba zakaźna , tzw "żyj chwilą" !

Photo: NYTimes




zBLOGowani.pl