Żona ze mnie idealna chyba nie będzie. Bo i dziewczyna ani narzeczona nie jest. Ale może na ‘prawie’ się załapię.
Dzisiaj skupię się na moich wadach.
Kiedy na rozmowach kwalifikacyjnych proszę o podanie „obiektywnie
5 swoich wad” i widzę przerażenie w oczach od razu sobie myślę „ciekawe co Ty
byś mądralo powiedziała” po czym zaraz pojawia się kolejna myśl „chwal te dni
kiedy siedzisz po tej stronie stołu”.
Z racji, że strachu nie lubię zawsze zmniejszam ilość słabych stron do 3 … i ku
mojemu zdziwieniu wcale to jakoś nie pomaga.
Dziś skupię się na moich wadach w związku. Nie zakładam z
góry liczby ( po co sztywne ramy) … ile znajdę tyle wymienię .. oby tylko nie okazało
się, że w środku nocy będę musiała edytować posta bo przypomniały mi się inne,
i inne..
Po pierwsze: Fanka romantyzmu na ekranie.
(I tutaj pojawia się szeroki uśmiech ) bolączka K. , taka
ogromna! On – fan fantasy i thrillerów oddał serce swe niepoprawnej filmowo (i
nie tylko) romantyczce.
Jeśli miałabym do wyboru pójście do kina na „Listy do M.
2” i nową część „Gwiezdnych wojen” (nawet nie wiem jak ona się tam dokładnie
zwie) zgadnijcie co bym wybrała?
Na horrorach zamykam oczy, na westernach usypiam, na
sience- fiction („zając w switrze”/ „pająk ćwiczy”) bawię się w rolę
komentatora – podobno bardzo wkurzającego.
Jednym słowem – nie możemy razem zasiadać do wieczornego
seansu przed tv. Do kina też ciężko nam się wybrać, ewentualnie na jedną
godzinę ale dwa osobne filmy w osobnych salach.
Po drugie: Antyfanka chłopków biegających za piłką po
murawie.
Piłka nożna- po horrorach i pomidorach trzecia rzecz na
mojej liście „Nie zatęsknię jak zniknie”. Ile razy tłumaczono mi co to spalony,
ile zawodników w drużynie, co robi prawy skrzydłowy? Nie macie pojęcia..
Już słyszałam takie teorie, że ja słucham owszem ale
potem następuje celowe wyparcie, żeby znów komuś szargać nerwy podczas
kolejnego meczu. A gdzież tam!
Czyli.. mój K. nie zasiądzie ze mną przed tv, nie
będziemy sobie sączyli piwka i kruszyli chipsami po kanapie podczas meczu..
NIGDY.
Ewentualnie mogę przygotować przekąski i uciec z domu na
jakieś półtorej godziny. I to też się chwali.
Po trzecie: Podobno nie można schrzanić murzynka.
A jednak. Powiem tak.. jeszcze nie poznałam piekarnika,
który by się ze mną polubił. Ile razy próbowałam upiec coś, co miało być ciastem,
ciasteczkiem, muffinką itp. tak za każdym razem moja wiara w siebie słabła
coraz bardziej.
Tak więc w naszym małżeństwie nie pojawi się nigdy zdanie
„Kochanie upiekę ciasto na niedzielę”. Do końca życia będziemy skazani na
dobroć naszych mam (ewentualnie mojej siostry) i zostawianie pieniędzy w
cukierniach.
„Ale żeby tak nawet zwykłego jabłecznika nie potrafić
upiec?” – zapytała babcia.
„no nie..” – odpowiedziałam ze łzami w oczach smutna Ja.
Oprócz antytalentu cukierniczego, zerowej wiedzy w
temacie który ‘jara’ wszystkich facetów i totalnego uwielbienia dla
melodramatów myślę, że nie mam żadnych poważniejszych wad, które mogłyby jakoś
poważnie wpłynąć na nasze przyszłe małżeństwo.
A tak szczerze to co ja piszę ... Lubię sprzątać, umiem
gotować, opuszczam za sobą deskę w toalecie i kocham prasować- jestem kandydatką
na „żonę prawię idealną”.
ps. Na wszelki wypadek tytuł posta edytowałam. Być może pojawią się kolejne posty z tego cyklu i na części 1 nie poprzestanę, muszę w tej kwestii tylko skonsultować się z moim K.
Strach się bać, ale cóż.. konstruktywna krytyka czasem jest bardzo ważna i pomocna. :)